wtorek, 28 czerwca 2011

"Gniew Meleghorna" Opowieści z borgaanu tom drugi


Niespełna rok po premierze znakomitego "Oka węża" będącego debiutanckim dziełem Pawła Rejdaka do księgarń trafiła kolejna część "Opowieści z Borgaanu", która podobnie jak tom pierwszy zamyka się w  zbiór pięciu różnej długości opowiadań pod wspólnym tytułem "Gniew Meleghorna".
         
Pierwsze z nich "Zmierzch Tytanów" jest kontynuacją finalnej historii z "Oka węża". Już na pierwszych stronach autor urzekł mnie pięknym, żywym opisem Królestwa Umarłych. Język Darkaraghela jest bezsprzecznie finezyjny i epicki, ale momentami potrafi być mocny i dosadny, co doskonale akcentuje, często skrajnie różne, nastroje bohaterów.

"Brama Wezyra"


Jesús Sánchez Adalid ma wielu czytelników, a jego prace zostały przetłumaczone na kilka języków. Powieści, hiszpańskiego pisarza, "La Luz del Oriente", "El Mozárabe", "Félix de Lusitania", "La Tierra sin Mal", "El cautivo i La sublime puerta" zostały entuzjastycznie przyjęte zarówno przez krytyków, jak i publiczność. W 2007 r., powieść "El alma de la ciudad sin" zdobyła hiszpańską nagrodę im. Fernando Lara.

piątek, 17 czerwca 2011

Potworny regiment

złodziej czasu - okładka

Potworny Regiment to kolejna, napisana w świetnym stylu, powieść Pratchetta. Cięty dowcip, a także sarkazm to cechy, bez których ciężko byłoby wyobrazić sobie którekolwiek dzieło tego geniusza współczesnej fantastyki. I te nieśmiertelne cechy pratchettowskiego stylu obowiązkowo pojawiają się również tutaj, jednak trochę w skąpych ilościach i bez wielkiej rewelacji, którą bardziej mogła poszczycić się Straż Nocna.

Kiedy wzrok po raz pierwszy weźmie we władanie jakąś książkę, pierwszym,

na co zwrócimy uwagę będzie to, co oczy pozwolą nam zobaczyć-okładka (no chyba,

że potraficie takową okładkę obejść rentgenem w oczach ;p ). Ta tutaj może zdradzić nieco fabuły pod warunkiem, że ktoś, kto podchodzi do niej łopatologicznie, jest wyposażony w odrobinę wyobraźni. Wierzch książki to kolejny żart Pratchetta wyśmienicie przerysowany przez Paula Kidby’ego na okładkę. Ilustracja jest parodią znanej fotografii żołnierzy ustawiających sztandar nad Iwo Jimą. Tytuł powieści też ma wiele do powiedzenia. Nawiązuje on do XVI-wiecznego traktatu The First Blast Of The Trumpet Against The Monstrous Regiment Of Women. Ale w tym miejscu muszę przemilczeć powiązania tego z fabułą książki.

Mając przed oczami obraz sytuacji z okładki, możemy z łatwością odgadnąć, że czekają nas pełne godziny przy znakomitej, trafnej parodii armii, wojny i wszystkim, co z nią związane. Gdybyśmy chcieli na siłę zamknąć fabułę w kilku słowach, to właśnie te byłyby odpowiednie.

Główną bohaterką powieści jest młodziutka barmanka z borograviańskiej karczmy. Kraj, w którym żyje Polly Perks, skrępowany jest powikłaniami wynikającymi z licznych bezsensownych wojen oraz równie bezsensownych zakazów religijnych.

Polly pragnie odnaleźć zaginionego brata. Kierowana tym nagłym impulsem ścina włosy i pod przebraniem chłopca zaciąga się do armii o bardzo dziwacznym i dość niekonwencjonalnym składzie personalnym. Dziwaczność zwykle skrywa jakieś tajemnice i nie inaczej jest w tym przypadku.

Dowiecie się m.in. o pomocy, jaką oferuje para skarpet, a także będziecie wiedzieć, co jest…obrzydliwe. Większość z Was pewnie rozpozna starych znajomych, jak choćby ekipę azety, czy Vimesa i Anguę z Ankh-Morpork.

Książka godna polecenia czytelnikom, którym twórczość Terry’ego jest w pewnym stopniu już znana. Natomiast nowicjuszom proponuję odłożyć ją na trochę później i zacząć swoją przygodę od Blasku Fantastycznego lub Koloru Magii ;).

Podróże kształcą.

W tym dziele naszego mistrza satyrycznej fantasy uwidocznia się dojrzałość autora, choć pod względem poruszanej tematyki Pratchett ewoluował już dość dawno. Straż Nocna, mimo całej humorystycznej otoczki, pozostaje powieścią poważną, rozprawiającą się między innymi ze stereotypem „udanej” rewolucji, kiedy to jeden tyran zostaje zastąpiony przez innego, większość górnolotnych obietnic bardzo szybko trafia pomiędzy papiery oznaczone jako „do wyrzucenia”, a łatwowierni bohaterowie walki o wolność jako pierwsi trafiają na szafot.

„On umie rozpoznać ulicę. Słyszy jej głos, mierzy jej temperaturę, czyta jej myśli, ulica przemawia do niego przez podeszwy butów”.
Tak, tak, Samuel Vimes to prawdziwy rasowy glina. Potrafi wybrnąć z każdej sytuacji i choć jest potwornym cynikiem, to jednocześnie pozostaje idealistą. On po prostu jest Dobrym Facetem, który dba o prawo w taki sposób, że przestaje nam się ono kojarzyć z kruczkami, a zaczyna ze Sprawiedliwością.
Straż Nocna to ważki etap ewolucji, jaką Sam przechodzi w całym cyklu o Straży. Ze stałego bywalca ankh-morporskich rynsztoków przeistacza się on w stałego (choć nie do końca dobrowolnego) bywalca ankh-morporskich salonów. Czasy salonów męczą Sama, wolałby wrócić do chwil, w których w deszczu przemierzał ulice Mroków.

Jak to mówią: uważaj na swoje życzenia, bo mogą się spełnić. Mądre ludowe porzekadło sprawdza się i w przypadku Vimesa. W chwili, gdy jego żona rodzi, Nadrektor bierze kąpiel, a on sam dopada znienawidzonego szurniętego przestępcę, coś idzie nie tak, czas i przestrzeń płatają figle i Vimes wpada do innej nogawki Spodni Czasu. A konkretnie: do swojej własnej przeszłości, gdy jeszcze był młody, naiwny i nie wiedział nic o polityce. A wszystko to, gdy kwitną bzy, z głębin pamięci wypływają słowa żołnierskiej piosenki i gdy zbliża się kolejna rocznica rewolucji. Gdzieś z tyłu mnisi w szafranowych szatach zamiatają ulice bądź uderzają dłońmi w małe bębenki.

I tym razem Pratchett, we właściwym sobie lekkim stylu i z niezwykle żywym, oryginalnym humorem snuje fabułę, która nie pozwala nam oderwać oczu od kart książki, aż do około piątej nad ranem, kiedy akcja się kończy i kiedy orientujemy się, że niestety jutro (a w zasadzie to dzisiaj, ojej) trzeba wstać do pracy. Pratchett opowiada nam o wydarzeniach, które miały miejsce jeszcze zanim Reg Shoe zmarł (i obudził się prawie całkiem żywy w trumnie), przywołuje stare, dobre, szkolne lata młodości Vetinariego, uświadamia nam, że Fred Colon zawsze był przyciężkawy i tępawy, a Nobby Nobbs jest... no cóż, jaki jest, ponieważ wychowała go ankh-morporska ulica. W tle toczy się walka. Rewolucyjna walka na śmierć i życie. Walka o Prawdę, Sprawiedliwość, Wolność i Jajka Na Twardo! (nie pytajcie, przeczytajcie).

Mechanizm rewolucji, mechanizm historii, mechanizmy ludzkich pragnień i wspomnień to tylko niewielka część mechanizmów, które przebrany za mechanika Terry chce przed nami odkryć, ale — jak to on — dodaje do tego zębate kółko wartkiej akcji, nakręcane brytyjskim komizmem.
Pięknie rozwinięta kreacja głównego bohatera, wspaniale odświeżony motyw podróży w czasie i niezwykła niespodzianka, którą jest oglądanie przeszłości ulubionych bohaterów, tworzą ze Straży Nocnej prawdziwe mistrzostwo.

czwartek, 16 czerwca 2011

Szántó György "Stradivari"



"Stradivari" to bardzo ciekawa, wielopoziomowa biografia największego lutnika wszech czasów, owiana tajemnicą niemalże demonicznych skrzypiec, które stały się obiektem wszelkich żądz i westchnień tamtych niespokojnych czasów.
Wbrew tytułowi, głównym bohaterem książki są skrzypce - piękne, choć nie całkiem niewinne dziecko Stradivariusa. Pięknemu instrumentowi bezustannie towarzyszy tragedia głupoty ludzkiej, a także ogromna chęć posiadania niejednokrotnie przepłacona życiem.
Sam ojciec skrzypiec, Stradivari, został ukazany za czasów swej młodości, a był to bardzo buntowniczy i smutny okres w jego życiu. Rodzina chłopaka od wieków zajmowała się wytworem i sprzedażą sukien. Młody Antonio nie podzielał jednak zainteresowań swych przodków i odkrył w sobie miłość do innego rzemiosła, które aż po schyłek jego życia nie cieszyło się uznaniem, a zwłaszcza u jego rodziny, którą przecież zawiódł i ośmieszył swym śmiałym wyborem. Został wyrzutkiem.
Te wydarzenia nie ochłodziły jego zapału i chęci tworzenia. Włoch w swych pracowniach lutniczych postradał młodość, urodę i szacunek. Choć sam był już stary i zgorzkniały, potrafił wydać na świat rzeczy bardzo piękne. Altówki, wiolonczele i skrzypce, które wytwarzał były w każdym calu znakomite, jednak Stradivari był wobec samego siebie, jako stwórcy, dość srogi. Niezadowolony ze swej pracy wciąż eksperymentował i poszukiwał w swym umyśle przepisu na coś fenomenalnego, coś, co w końcu spotka się z jego satysfakcją.
Pewnego dnia, po kilkudziesięciu latach morderczych prób przypłaconych bólem i samotnością, udało się. Mistrz stworzył instrument, który stał się godny jego imienia i całego życia, jakie mu poświęcił. Skrzypce były wspaniałe, o idealnych kształtach i cudownym brzmieniu. Antonio w całym swym zachwycie poczuł beznadziejny strach, pokładając zaufanie w nagłym, lecz słusznym impulsie, postanowił spalić dzieło swojego życia. Ktoś mu jednak w tym przeszkodził...
Należałoby wspomnieć o niewiarygodnie autentycznym tle dla głównego wątku, które stworzył Szántó György. Całość rozgrywa się na tle historii północnych Włoch w XVll wieku, każdy detal w biografii został dopracowany.
Czytelnik ma szanse nie tylko prześledzić losy wszystkich bohaterów, ale może ich poznać, polubić lub znienawidzić. Natomiast czas twórczości lutnika, poprzez magię tej książki, staje się także naszym czasem. Słownictwo również jest na miarę tych odległych duchowo XVII-wiecznych Włoszech, co czyni tę książkę trudniejszą w odbiorze, stanowi to jednak jej jedyną poważniejszą wadę.
Polecam szczególnie tym, którzy mają jako takie wykształcenie muzyczne, w przeciwnym razie można jej nie zrozumieć do końca. Dzieło liczy sobie 555 stron i każda z nich warta jest przeżycia.

Oko Węża - Opowieści z Borgaanu tom pierwszy


 

"Oko węża" to debiutancki zbiór opowiadań napisany przez chcącego pozostawić swą prawdziwą tożsamość w tajemnicy Darkaraghela. Powieść składa się z pięciu dobrze dopracowanych utworów połączonych ze sobą realiami i miejscem akcji czyli fantastycznym światem Borgaanu zaludnionym przez dobrze znane krasnoludy, magów, rycerzy czy elfy.
Jest to interesująco zarysowany i przemyślany w swej strukturze świat fantasy zrodzony od podstaw. Z nowymi nazwami, na których z łatwością czytelnik połamie język, z mapą nowych krain, które niemalże widać na wyciągnięcie ręki oraz spisem nowych bohaterów - żywych i nietuzinkowych.
Podczas lektury widać, że autor dysponuje rozległą wiedzą architektoniczną, posiada również obeznanie w obyczajach rycerskich oraz nieobce są mu prawa fizyki.
Zbiór otwiera opowiadanie " W paszczę złodzieja Światła", którego bohaterem jest Durgal Kruul, tchórzliwy ogr, który w momencie najwyższej próby wykazuje się ogromnym heroizmem i przywraca do życia pewnego antycznego władcę.Następne opowiadanie "Dziecię gorzkich popiołów" to pełna patosu historia braci, którzy z oddaniem służą bezlitosnemu bogu Crushaddorowi. Jednak w pewnym momencie na jednym z nich wymuszona zostaje stanowcza decyzja, która wiele odmieni w ich życiu.
Dramatyczne wybory rządzą niemal całą powieścią. W dwóch pierwszych opowiadaniach są przyczyną wielkiego nieszczęścia, a dalej wcale nie robi się kolorowo.
Mamy oto trójkę najemników, z których jeden musi się poświęcić, by odnaleźć tytułowe Oko Węża stanowiące magiczny artefakt o niezwykłej mocy. Nagrodą może być spełnienie marzeń oraz życie towarzyszy. Jednak w świecie wykreowanym przez tajemniczego pisarza nic nie wydaje się takie oczywiste.
W czwartej odsłonie borgaańskich opowieści mamy grupkę zbrojnych ochraniających kupiecki tabor.
Bard Tamney, Berrik Arus, nawet bracia Dragor i Bragor – przychodzi taki moment, w którym każdy z czwórki powinien opowiedzieć się po którejś ze stron. Od tego, jaką podejmą decyzję, zależy los każdego z nich.
Ostatnim opowiadaniem autor wprowadza czytelnika w kolejny, tom Opowieści z Borgaanu „Gniew Meleghorna”.
„Zmierzch Tytanów” jest zupełnie inny, oderwany od poprzedzających je opowiadań. Tutaj wchodzimy już w sferę zarezerwowaną wyłącznie dla bóstw. Nie ma zmiłuj. Niezatarte pretensje skutkują nieodwracalnymi czynami. Do głosu dochodzi typowa u wszechpotężnych istot, wynikła z przekonania o własnej potędze, arogancja. A tu jeszcze pojawił się ktoś – lub coś – kto zagraża nawet im, nieśmiertelnym. Wypracowanie wspólnej obrony przed nieznaną mocą chyba nie będzie możliwe. Ale kto może wiedzieć to na pewno?
Darkaraghel stworzył świat bogaty i majestatyczny, zbyt bogaty by mogło się skończyć na jednym zbiorze opowiadań. Pozostało po lekturze zbyt wiele pytań, aby Opowieści z Borgaanu „Oka Węża” nie potraktować jako aperitifu przed głównym posiłkiem. Czy można to uznać za minus tej książki? Nie wiem. Każdy, kto lubi czytać, jak ja, przeczyta i wyniesie z niej niewątpliwą przyjemność. Ewentualne wątpliwości dodają lekturze jedynie smaczku. I są jednym z powodów – wcale nie najważniejszym – by chcieć przeczytać więcej.
Ogromnym plusem dzieła jest także bardzo bogate słownictwo, z pomocą którego autor w świetny sposób buduje scenerię i nastrój swej opowieści.
W twórczości naszego anonima bardzo pozytywnie odbieram wielowątkowość i sensacyjność. Pisarz snuje doskonałe intrygi, co sprawia, że charakter wielu opowieści nosi znamiona kryminału.
Do zapoznania się z twórczością Darkaraghela namawiam wszystkich fanów fantastyki, którzy chcieliby poczuć powiew świeżego pomysłu i talentu, a także miłośników rpg'owego charakteru opowieści.
Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości portalu dla miłośników książki

Diabelska pomyłka, czy coś więcej?


"Uczeń diabła" to pierwszy tom znakomitej serii pióra duńskiego króla fantastyki, Kenetha B. Andersena o wielkiej wojnie na samym dnie piekieł.
Głównym bohaterem dzieła jest Filip Engel. Chłopak ma 13 lat, jest niezwykle miły, uczynny, obowiązkowy. Nigdy też nie pokusił się o kłamstwo, a lekcje zawsze odrabia z wyprzedzeniem.
Chłopiec ma silne postanowienie - chce po śmierci trafić do nieba, by spotkać się z tatą, którego nigdy nie zdążył poznać. Skupiony na byciu dobrym nastolatek irytuje swym zachowaniem wszystkich wokół, przez co nie ma żadnych przyjaciół. Los jednak "wynagradza" mu te braki zsyłając licznych wrogów.
Najgorszym koszmarem Filipa jest Soren, szkolny tyran i rozrabiaka.
Pewnego dnia, z pomocą swego odwiecznego dręczyciela, Filip trafia pod samochód i traci życie.
Po tragicznej śmierci zderza się z wielkim rozczarowaniem, gdyż nie trafia do nieba, ale ląduje na progu otchłani. Tam dowiaduje się, że jego przybycia oczekuje nie kto inny jak sam Pan Piekieł.
Kiedy Lucyfer odkrywa, że przysłano mu Filipa Engela, szybko zdaje sobie sprawę z tego, że musiała zajść jakaś kolosalna pomyłka, nie na tego chłopca czekał.
Diabeł nie może sobie jednak pozwolić na wymianę chłopca, bo, choć wydaje się to niemożliwe, jest umierający. Zdesperowany szatan będzie musiał przygotować Engela do przejęcia władzy w piekle, ma on niewiele czasu, by z beznadziejnie anielskiego chłopca uczynić pierwszorzędnego diabła.
Młody uczeń w towarzystwie pięknej kusicielki Satiny i kota Lucyfaksa odkrywa piekielne sekrety. Jego obecność powoduje niemałe oburzenie u dużej części diabelskiego towarzystwa, co przysparza Filipowi licznych kłopotów.
Andersen przedstawił w swej książce interesującą wizję zaświatów, w której sprawnie wykorzystał wzorce życia ludzkiego. Mieszkańcy piekła uczęszczają do szkół, normalnie pracują, spożywają posiłki, śpią i odpoczywają. Każdy z bohaterów "Ucznia diabła" czymś się wyróżnia, niektórych z nich z pewnością nie polubimy, a innym będziemy kibicować aż po ostatnie strony książki. Na szczególną uwagę zasługuje obdarzony zdolnością mowy kot Lycyfaks, który posiada dość osobliwy charakter.
Diabeł natomiast w wolnych chwilach gra w kości ze swym starym (wręcz odwiecznym) przyjacielem, którym jest Bóg oczywiście.
Prócz diabłów i demonów, otchłań zamieszkują inne stworzenia, takie jak banshee, szeptacze i wargi. Wędrując po świecie wykreowanym przez Kenetha napotykamy na drodze też mnóstwo postaci biblijnych. Już na samym początku przygody Filipa naszym oczom ukazuje się obraz Poncjusza Piłata odbywającego swoją karę, później natykamy się na Dawida i Goliata. Każdy z wyroków dla potępionych został przez autora dokładnie przemyślany. Jak widać o brak różnorodności duńskiego pisarza posądzać nie można.W dzieło wpleciony został również temat detektywistyczny. Filip wspólnie z uroczą diablicą zastanawia się nad prawdopodobieństwem choroby swego nauczyciela. Chce wiedzieć co tak na prawdę spowodowało złe samopoczucie u Lucyfera i jakie tajemnice skrywa wnętrze jego pałacu.
Książka została napisana prostym językiem i czyta się ją bardzo przyjemnie, choć może trochę za szybko. Lektura jest dobrze wyważona, a także dostosowana do młodego wieku odbiorców. Nie brak w niej czarnego humoru oraz dobrze zbudowanego napięcia.
Autor pod sielskimi treściami dotyczącymi licznych perypetii głównego bohatera przemyca wątki filozoficzne i czysto moralne. Andersen mimochodem zmusza do refleksji nad licznymi pokusami, zastanawia się nad możliwością istnienia dobra bez zła. Stara się dowiedzieć czy rację bytu ma "kłamstwo w słusznej sprawie" i porusza wiele innych ważkich tematów.
Do lektury mogę zaprosić przede wszystkim młodszych fanów fantastyki, natomiast ci dorośli mogą sobie ze spokojem odpuścić tę pozycję. Ja, choć wiekowo nie zaliczam się już do grupy określanej mianem młodzieży, spotkanie z tą książką zaliczam do bardzo udanych. Czy oddam się jej lekturze ponownie? - Raczej nie, ale z chęcią sięgnę po kolejną część "Wielkiej wojny diabłów" :)

Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości portalu dla miłośników książki

środa, 15 czerwca 2011

Anielski najemnik


Na początku należy zaznaczyć, że autor spotkał się z ogromnym wyzwaniem, gdyż rynek, na który wstąpił, oblegany jest przez wielu wspaniałych i bezsprzecznie wybitnych mistrzów fantastyki, zarówno polskiej, jak i zagranicznej. Jednak w mojej ocenie, debiutanckiego "Kłamcę" Jakuba Ćwieka wydanego przez Fabrykę Słów z powodzeniem można postawić obok Jacka Piekary, czy nawet Terry'ego Pratchetta.
Książka wciąga od pierwszej do ostatniej strony i czyta się ją jednym tchem, na końcu wołając o więcej. Została napisana prostym, lekkim językiem, jednak to nie umniejsza jej wartości stylistycznej.
"Kłamca" zasobniony jest w cięte dialogi, ironiczny, niekiedy czarny humor, a odpowiednio dawkowane wulgaryzmy i gry słowne dodają klimatyczności opowiadaniom.
Ćwiek wykreował w swej powieści intrygujący świat, w którym chrześcijański Bóg odszedł (choć nie umarł) pozostawiając swoje niebiańskie zastępy samym sobie. Jego nakazy są jednak nadal aktualne, co sprawia, że wiele możliwości radzenia sobie z problemami jest poza zasięgiem skrzydlatych.
Jednak pojawia się budząca trochę niepokoju, lecz nadal kusząca okazja.
Zadowalający efekt szturmu niebiańskich zastępów na Valhallę, sprawia, że Archanioł Michał decyduje się uwolnić adoptowanego syna Odyna; boga obłudy i patrona oszustów, zwanego Kłamcą.
Ocalały po Ragnarök olbrzym* jest żywo zainteresowany "pierzastym pieniądzem" serafinów, co, ku uciesze Michała, skłania go do przyłączenia się do zwycięzców i zostania bardzo cennym sojusznikiem skrzydlatych.
Jako postać mitologiczna ma dużo większe możliwości działania, nie ograniczają go prawa i nakazy chrześcijańskiego boga. Dzięki zdolnościom mylenia ludzkich zmysłów kłamstwem i iluzją, staje się bardzo przydatny, a z czasem niezastąpiony, co pozwala mu powoli owijać sobie wokół palca swoich zleceniodawców.
Z każdą kolejną misją Lokiego powstają różnej długości opowiadania, które trzymają równy, dobry poziom. Elementem scalającym je w zgrabną całość jest główny bohater powieści. Z kolejnymi stronami poznajemy perypetie Lokiego, wykonującego zlecenia archaniołów – zaczynając od prostego nawrócenia podopiecznej Gabriela, poprzez odwiedziny u samobójcy, po kolację wigilijną ze Światowidem.
Przy okazji swoich działań Kłamca pokazuje nam całkiem spory kawałek świata. Jesteśmy we Wrocławiu, później w mitycznej Valhalli i Egipcie.
Wielkim walorem książki jest obfita różnorodność, która sprzyja integrowaniu się wielu światów w jedno niekonwencjonalne Multiwersum, w którym spotykamy się z mitologią nordycką, słowiańską, religią Starożytnego Egiptu, a to wszystko poprzeplatane wiarą chrześcijańską. Obraz ten odbiega od standardowych wyobrażeń czytelników. Potężny Odyn okazuje się zmęczony wizją końca, Bóg porzucił swoje królestwo i jak na razie nie spieszno mu do powrotu, a aniołom daleko do posłusznych i miłosiernych istot.
Silą książki są także bardzo wyraźne i kontrastujące ze sobą charaktery bohaterów. Po jednej stronie trójka archaniołów. Zapalczywy i bezwzględny Michał, budzący złowrogie wrażenie płonącym tatuażem wokół oka; anielski wysłannik śmierci Gabriel oraz lakoniczny Rafael. Zaś po drugiej kłamliwy bóg Loki - buntowniczy, ironiczny i bezczelny, pomimo tych cech, nordyckiego boga trudno nie polubić. Jego wielkie ego, poczucie humoru, wygodnictwo i urok osobisty tworzą mieszankę postaci ujmującej i niezwykle ciekawej… a przede wszystkim – ludzkiej. Jego słabości są bliskie naszej człowieczej naturze. Kłamca pali papierosy, denerwuje się, złości, smuci i jest uzależniony od wykałaczek...
"Kłamca" to świetna lektura, która na pewno jest ciekawym doświadczeniem. Książka godna polecenia wszystkim fanom fantastyki i nie tylko. Choć powieść jest dosyć krótka i pozostawia niedosyt, to chętnie się do niej wraca i warta jest zakupienia. Polecam.
* Gwoli ścisłości chciałabym uwypuklić fakt, że wg mitów nordyckich i opowiadań skandynawskich Loki nie był bogiem. W jego żyłach płynęła krew olbrzymów. Odyn adoptował go i pozwolił mu mieszkać wśród bogów, dlatego też potocznie nazywany jest bogiem nordyckim. :)

Sięgnij po odpowiedni neuroleptyk


Śmierć towarzyszy człowiekowi od początku jego istnienia. Jest podstawowym i nieuniknionym elementem naszej egzystencji. Aspekt biologiczny tłumaczy ten ostatni epizod bytu nieodwracalnym ustaniem wszystkich czynności ustroju. Śmierć utożsamiana jest ze złem koniecznym, nieodwracalnym, któremu towarzyszy ból, cierpienie i strach.
Ludzkość z biegiem czasu nadała biologicznemu zjawisku śmierci cech ludzkich, nierzadko również antropomorficznej postaci. Sama śmierć jest dla człowieka nierozpoznawalna, bo gdy my istniejemy, ona jest nieobecna, a gdy tylko się pojawi, wtedy nas już nie ma. Aby „oswoić” śmierć, ludzie od zawsze próbowali stworzyć jej wizerunek. Zagadka śmierci intrygowała artystów, jako pojęcie abstrakcyjne była personifikowana przez twórców wielu epok. Wizerunek śmierci najczęściej pojawiał się w średniowieczu i baroku, nieobcy był również twórcom romantycznym i modernistycznym.
Do tajemnicy siostry snu próbuje zbliżyć się także Kamil Czepiel w swym debiutanckim dziele pt "Przedśmiertny Neuroleptyk". Owa książeczka składa się z dziewięciu króciutkich opowiadań, które różnią się bardzo formą, w każdym z nich świat jest zupełnie inny. Spoiwem, które scala je wszystkie ze sobą jest obraz śmierci. Autor na zaledwie sześćdziesięciu stronach ukazał wiele poważnych problemów egzystencjalnych, przemyca w treści różne wartości, nieraz trudne do jednoznacznego zidentyfikowania. W opowiadaniach młodego debiutanta śmierć jest nie tylko ustaniem czynności życiowych, ale przedstawiana została także jako metafora stanów uczuciowych: miłości, nienawiści, zazdrości, smutku i samotności.
W opowiadaniu otwierającym zbiór poznajemy karła imieniem Dorrkan. Jego życie jest smutne i bez wyrazu. Tę monotonię odmienia tytułowa wróżka Ilwr wnosząc w jego życie sens i piękno, które okazują się być bardzo kruche i ulotne, gdyż brak wiary w ich istnienie zabija je. Ta króciutka historia rodem z pogranicza świata fantasy znajduje swoje odzwierciedlenie w świecie rzeczywistym, tym prawdziwie ludzkim.


W drugim opowiadaniu - "Pozwól mi żyć" widać wyraźnie ogromny potencjał autora, który daje sobie nieźle radę w tematyce wojennej. Dobrze zbudowane napięcie, szybka akcja, bohater, który potrafi wywołać w nas emocje zarówno dobre jak i te negatywne. To opowiadanie wg mnie może być obietnicą czegoś naprawdę dobrego w dłuższej formie.
Wyróżniłabym jeszcze "czarnego kruka" za tajemniczy klimat, w którym bez problemu można rozpoznać jakąś cząstkę Mickiewiczowskich "Dziadów", oraz "El Mal"- pierworodny", które najbardziej przypadło mi do gustu dzięki nadzwyczaj obrazowo przedstawionym scenom walk i ogromu uczuć, które nie opuściły mnie nawet w momencie zakończenia.
Pozostałe utwory niestety nie są już tak dobre. Niewyrobiony, pełen sztuczności język Czepiela sprawnie przeszkadza w odbiorze niektórych utworów umniejszając przy tym wartości przesłań w nich zawartych. Głównym mankamentem tych opowiadań jest ich bardzo mała objętość, która nie pozwala do końca wczuć się w ich akcje i zatopić w przedstawione w nich problemy. Mimo wad, których niestety jest całkiem sporo, cel obrany przez autora został osiągnięty - zbiór miał wyzwolić w czytelniku emocje, a tych przy lekturze nie zabrakło. Całe dzieło jest na tyle nieszablonowe, że naprawdę ciężko mi je zdefiniować, powiedziałabym, że książka sięga zakresu psychologii i ociera się nieco o filozofię, ale "zaszufladkować" jej nie potrafię.
Książka godna jest przeczytania i refleksji nad tekstami w niej zebranymi, ale nad jej zakupem warto się dłuższą chwilę zastanowić.



Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości portalu dla miłośników książki